Musiało minąć dobre kilkanaście lat, by ktokolwiek, kiedykolwiek i nieważne na jaką okazje mógłby zobaczyć mnie w butach, które mają przynajmniej kilka centymetrów wysokości. (o zgrozo! nawet na swoje bierzmowanie ubrałam trampki w panterkę…) Już od malucha, kiedy wszystkie dziewczynki podbierały mamom kosmetyki lub w ukryciu chodziły w za dużych szpilkach, kilkuletnią Agatkę można było znaleźć z chłopcami w piaskownicy, nie natomiast eksperymentującą z ‚damskimi rzeczami’. A jednak! Po dość długim czasie, w końcu nadszedł ten moment, w którym pojawił się mały impuls ‚bycia dziewczyną’. I takim oto sposobem, do mojej szafy trafia już któraś z kolei para szpilek i za każdym razem, kiedy mam okazje ubrać coś, co z małego krasnala uczyni mnie choć na chwilę odrobinę wyższą – oh happy days – uśmiech na twarzy, jak przyklejony. Mówią, że pieniądze i przedmioty martwe prawdziwego szczęścia nie dają, jednak mając na sobie idealnie dobrany but, kobieta jest w stanie czuć się tak, że podbicie świata nie byłoby jej straszne. Ba! Jest w stanie sprawić, że zwykły szary kombinezon, który równie dobrze mógłby służyć za piżamę będzie wyglądał wyjściowo.